Lubicie Phila Collinsa?
Moja miłość do Genesis zaczęła się z chwilą wydania przez nich albumu „Duke” w 1980 roku. Wcześniej nie do końca rozumiałem ich twórczość. Zbyt na siłę artystyczna, przeintelektualizowana. Dopiero na „Duke” wpływ Phila Collinsa zaczął być widoczny. Myślę, że „Invisible Touch” było bezduskusyjnie największym arcydziełem grupy. To epicka medytacja nad niematerialnością. Jednocześnie zwiększa ona i ubogaca znaczenie poprzednich trzech krążków.
Posłuchajcie jak współgrają ze sobą Banks, Collins i Rutherford. Można praktycznie usłyszeć niuansy każdego instrumentu. Pod względem lirycznego kunsztu, po prostu pisania piosenek, ten album osiąga nowy szczyt profesjonalizmu. Weźmy tekst „Land of Confusion”. W tej piosence Phil Collins porusza problemy nadużywania władzy politycznej. „In Too Deep” to najbardziej poruszająca piosenka pop lat 80-tych, o monogamii i zaangażowaniu. Piosenka jest niezwykle wzruszająca. Ich teksty są tak pozytywne i wspierające, jak w sumie wszystko, co słyszałem w rocku. Kariera solowa Phila Collinsa wydaje się być bardziej komercyjna, a przez to bardziej satysfakcjonująca, w ściślejszym znaczeniu.
Zwłaszcza piosenki takie jak In the „Air Tonight” i, dajmy na to, „Against All Odds”. Ale myślę też, że Phil Collins najlepiej pracuje w ramach grupy, niż jako artysta solowy, podkreślając rzecz jasna słowo „artysta”. A to jest „Sussudio”, świetna, wspaniała piosenka. Osobiście – ulubiona.
#muzyka #80s